Ponoć co artysta malarz to ekscentryk. Taki np. Józef Chełmoński ubierał się z Łowicka, a Aleksander Gierymski nosił okropny cylinder i rzadko bywał u fryzjera. Czy współcześni malarze to persony oryginalne i ekscentryczne – pytamy Andrzeja Makowskiego, przy okazji jego wystawy w jaworznickim muzeum.
Jaworznianin Andrzej Makowski jest absolwentem Wydziału Malarstwa ASP w Krakowie. Jest nauczycielem w Zespole Szkól Plastycznych w Katowicach. W swym dorobku ma wystawy indywidualne i około 50 wystaw zbiorowych. Na jaworznickiej wystawie zaprezentował swoje pejzaże. Wśród nich cykl „Carpe diem” – chwytaj dzień. Czy przydarza się artyście takie nicnierobienie i marnowanie czasu?
Na wystawę składają się wyłącznie pejzaże. Czy artysta nie ma chęci zmierzenia się np. z abstrakcją lub np. obrazem historycznym?
W pracowni Chełmońskiego panowała jak to określano całkowita swoboda, płótna powstawały przy świadkach. Każdy mógł zobaczyć jak mistrz maluje. Czy Andrzej Makowski takich podglądaczy rozpędza na cztery wiatry?
Praca w plenerze bywa uciążliwa, światło zmienia się z minuty na minutę. Jak artysta radzi sobie z tą niedogodnością?
„Oleś” Gierymski miał w zwyczaju zaczynać z dziesięć obrazów naraz. Potem niektóre przemazywał lub porzucał. Jak pracuje Andrzej Makowski?
Na jaworznickiej wystawie artysta zaprezentował ciasne uliczki francuskich miasteczek, ruiny zamku Krzyżtopór i cykl „Strumień”. Ten ostatni cykl artysta szczególnie poleca oglądającym.
Raz na jakiś czas wypada popatrzeć na coś innego niż ekran smartfona lub komputera, a jaworznicka wystawa Makowskiego to świetny powód, żeby być off-line.
[vc_facebook]