Szymon Cichoń – Z pewnością kolejne pokolenia wymyślą jakiś nowy, prawdopodobnie lepszy sposób pozyskiwania energii, którego dotychczas nie odkryto

0

Z pewnością losy naszej planety leżą na sercu młodemu pokoleniu. Nic w tym dziwnego, nikt przecież nie chce żyć na Ziemi z zanieczyszczonym powietrzem i niebezpiecznymi szalejącymi żywiołami. Idzie więc o to, w jaki sposób łagodzić te niekorzystne zmiany. Takim młodym człowiekiem, który ma własny pogląd na przyszłe losy naszej planety jest jaworznianin Szymon Cichoń, uczeń ostatniej klasy jaworznickiego Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego na kierunku technik mechatronik.

Jego przekonanie, że „…czerpanie radości z tego, co robimy jest bardzo istotne…” wróży mu wiele sukcesów.

Szymon jest laureatem tegorocznej edycji Konkursu „Mój pomysł na biznes”, organizowanego przez Jaworznicką Izbę Gospodarczą. Został też nagrodzony dwukrotnie 1 miejscem w Krajowym Konkursie Energetycznym. Interesuje się motoryzacją, mechaniką i ekologią. Tegoroczna jego praca prezentowana w Krajowym Konkursie Energetycznym nosiła wymowny tytuł: „Który typ OZE – źródła wiatrowe, czy fotowoltaiczne – będzie dominował w przyszłości?” W tym cała istota rzeczy, ​dobrze jest więc bliżej poznać opinię tego młodego człowieka na temat fotowoltaiki i farm wiatrowych.

Szymon Cichoń odbiera nagrodę w tegorocznej edycji Konkursu „Mój pomysł na Biznes”

Ela Bigas: Jak fotowoltaika i farmy wiatrowe oddziaływają na środowisko? Czy jakiekolwiek  obawy są uzasadnione?
Szymon Cichoń: Z założenia, farmy fotowoltaiczne i wiatrowe, jako jedne z najbardziej popularnych Odnawialnych Źródeł Energii, powinny mieć jak najmniej negatywny wpływ na środowisko, a więc powinny być zeroemisyjne i wykorzystywać to, czym obdarza nas natura bez większych ograniczeń. Warunki te spełniają owe źródła, jednakże warto nadmienić, że aby były one zeroemisyjne przez czas ich wykorzystywania, najpierw muszą być wyprodukowane, co wiąże się ze sporymi nakładami energii (niekoniecznie pochodzącej z OZE) i surowców, które jak wiemy są wyczerpywalne, tak więc moim zdaniem nie możemy mówić o samych pozytywach, w kwestii oddziaływania OZE na środowisko, jeżeli weźmiemy pod uwagę właśnie produkcję tych źródeł, co oczywiście z biegiem lat staje się coraz mniejszym problemem.
Kolejnym aspektem jest utylizacja elementów tego typu elektrowni po zakończeniu ich pracy lub ich uszkodzeniu. Dotychczas problemy te rozwiązywano w nieekologiczny sposób, ale aktualnie, wraz z rozwojem technologii, coraz więcej surowców odzyskuje się lub neutralizuje ich szkodliwy wpływ na środowisko.
Samo użytkowanie farm nie szkodzi środowisku, z kolei produkcja materiałów powoduje wyczerpywanie sporych ilości pokładów surowców oraz emisję szkodliwych związków w trakcie ich wydobywania, czy też przetwarzania i transportu. Niestety nie każde państwo robi to w sposób ekologiczny, co często spowodowane jest potrzebą zwiększenia nakładów pieniężnych, na co nie mogą pozwolić sobie państwa uboższe, lecz z czasem technologie te stają się coraz tańsze, bardziej innowacyjne i łatwiej dostępne.
Utylizacja ogniw fotowoltaicznych polega na odzyskaniu takiej ilości materiałów, jaka tylko jest możliwa, co już producenci, myślący przyszłościowo, starają się ułatwić. Pozwala to później na wykorzystanie owych surowców do budowy np. kolejnych paneli słonecznych.
W przypadku wiatraków, elementy, których nie jesteśmy w stanie rozłożyć, mogą być wykorzystywane do budowy elementów infrastruktury, np. jeśli mowa o łopatach wirników, to często, po ich pocięciu buduje się z nich ławki, podpory mostów, leżaki itp.

Technologie te stanowią coraz mniejsze zagrożenie dla środowiska i są powodem coraz to mniejszych zanieczyszczeń, aby ostatecznie stać się całkowicie niekrzywdzące natury.

Myśląc o montażu turbin wiatrowych, warto przeanalizować mapę wietrzności w danym kraju (przykładowa widoczna obok mapa Polski), co pozwoli nam podjąć decyzję o praktyczności tego rozwiązania oraz sprawdzić, czy nasz teren spełnia warunki pozwalające postawić maszt ​
z turbiną, a także czy drzewa i ukształtowanie terenu nie spowoduje znacznego zmniejszenia siły wiatru, co obniżyłoby efektywność przedsięwzięcia.​
W przypadku fotowoltaiki ważna jest budowa dachu, kąt jego pochylenia i zwrot spadów, a także czy jego część nie jest przysłonięta przez np. drzewa w godzinach wieczornych. Oczywiście dobrą decyzją jest także przeanalizowanie mapy nasłonecznienia danego obszaru. Największa produkcja prądu w ciągu dnia determinuje również montaż akumulatorów energii lub zmianę stylu życia domowników, aby wykorzystywać większe ilości energii wyprodukowanej w ciągu dnia niż ​
w nocy (poprzez np. planowanie prania lub włączania zmywarki w ciągu dnia).

Diagram słupkowy – https://ecosystemprojekt.pl/mapa-promieniowania-slonecznego-w-polsce,0,38.htm

Czy te technologie mogą złagodzić niekorzystne zmiany klimatyczne?
Moim zdaniem jak najbardziej, lecz z pewnością na razie nie są w stanie zatrzymać owych zmian, lecz mają wpływ coraz większy na ich spowolnienie. Rozwój technologii i coraz częstsze stosowanie OZE zamiast tradycyjnych, przestarzałych często źródeł energii, a także większa świadomość mieszkańców planety mogą zdziałać cuda w przyszłości, jeśli tylko zadbamy o wszystkie te aspekty, a nie skupimy się tylko na jednym.

Jaka jest przyszłość tych technologii?
Raczej technologie te będą dalej rozwijane, chyba że dojdzie do przełomowego odkrycia lepszego, tańszego i „czystszego” źródła energii, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nieskończoność energii słonecznej i wiatrowej, a także fakt, że są one ogólnodostępne, powoduje, że możemy na nich polegać niemalże w każdym zakątku ziemi. Ciągły ich rozwój spowoduje, że będą coraz to efektywniejsze i atrakcyjniejsze dla zwykłych mieszkańców. Warto również nadmienić, że coraz częstszym zjawiskiem jest łączenie tych dwóch źródeł, dzięki czemu poświęcając często niewiele więcej przestrzeni, możemy uzyskiwać sporo więcej energii oraz być bardziej niezależni od warunków (np. w nocy, gdy Słońce nie świeci i nie wytwarzana jest energia przez panele, wirniki wiatraków mogą ją produkować, jeśli tylko pojawią się powiewy wiatru).

Rozwiązanie to pokazuje, że nie jest konieczne korzystanie z jednego źródła pozyskiwania energii, ale jak najbardziej słusznym jest ich łączenie nawet w tym samym miejscu, na tej samej powierzchni, ponadto, rozwiązanie to nie jest wymysłem przyszłości, tylko tworzone jest już dzisiaj, a jego rozwój jest kwestią czasu i postępu technologii, który jest bardzo dynamiczny.

Domek z panelami (grafika) https://www.mgprojekt.com.pl/blog/przydomowa-elektrownia-wiatrowa/

Czy twoim zdaniem człowiek w najbliższym czasie wymyśli inne źródła energii? Czy powiedział już  w tej dziedzinie wszystko?
Według mnie, patrząc na rozwój nie tylko OZE, ale ogółem technologii, sprawa tego typu źródeł nie jest jeszcze zamknięta. Z pewnością kolejne pokolenia wymyślą jakiś nowy, prawdopodobnie lepszy sposób pozyskiwania energii, którego dotychczas nie odkryto. Nie możemy się zamykać w tej kwestii i stwierdzić, że więcej w tej sprawie już nie można uczynić, ponieważ jest to nieprawdą, chęć poznawania i dokonania czegoś wielkiego powinna nas nieustannie motywować.

Warto także pamiętać, że wyprodukowana energia przez oba te źródła, musi zostać wykorzystana, odsprzedawana do sieci lub zgromadzona w akumulatorach, które mają ograniczoną pojemność oraz także żywotność i nie należą do najtańszych. Większy problem stanowi jednak miejsce, gdzie te dwa typy elektrowni mogłyby być montowane. Oczywiście zależne jest to w dużej mierze od wielkości instalacji, jaką chcemy montować, czy to będzie wielkopowierzchniowa farma fotowoltaiczna, czy instalacja na dachu; czy będzie to 250 metrowa turbina wiatrowa, czy około 3 metrowa instalacja np. na balkonie domu, aczkolwiek nie jest łatwo znaleźć lokalizację optymalną dla obydwóch źródeł niedaleko gospodarstwa domowego.​
Na obszarach gęściej zabudowanych (a prawdopodobnie takich miejsc będzie coraz więcej ​
w przyszłości), lepszym rozwiązaniem będą panele fotowoltaiczne, zaś np. w przypadku większych zbiorników wodnych lub na terenach z dala od zabudowań lepszym wyborem mogą być turbiny wiatrowe (jednak należy pamiętać, że wymusza to przesył energii na większe odległości). Niemniej jednak, w przyszłości powinniśmy starać się jak najczęściej łączyć rożne źródła odnawialne, ponieważ przyniesie to najlepsze efekty i największą niezależność od pogody oraz awarii po stronie dostawców prądu.
Aby odnawialne źródła energii były naprawdę ekologiczne, nie wystarczy, aby wykorzystywały one niekończące się zasoby przyrody, ale powinny również do produkcji podzespołów wykorzystywać owe źródła oraz produkować jak najmniej zanieczyszczeń odpadków, a po zakończeniu pracy „eko” elektrowni, w odpowiedni i bezpieczny sposób zutylizować lub wykorzystać ponownie poszczególne surowce.​

Życzę wielu sukcesów i dziękuję serdecznie za wywiad – Ela Bigas

Szymon Cichoń w chwilach wolnych

Kozłek całolistny

Rok 2023 jest kolejną okazją do świętowania. Otóż dziesięć lat temu, znaczy się w 2013 roku, otrzymałem jako członek Polskiego Towarzystwa Botanicznego branżowy medal im. Bolesława Hryniewieckiego za popularyzację botaniki. To znakomity powód, aby zgodnie z zapowiedzią na zakończenie cyklu „Sto filmów na stulecie Polskiego Towarzystwa Botanicznego” kontynuować filmową misję edukacyjną. Szlachectwo zobowiązuje. Na zakończenie wspomnę, że sto lat temu ukazał się pierwszy numer branżowego czasopisma – Acta Societatis Botanicorum Poloniae. A poza tym wchodzimy w sto pierwszy rok działalności.

W czterdziestym szóstym epizodzie tego cyklu poznamy kozłka całolistnego – Valeriana simplicifolia z rodziny kozłkowatych-Valerianaceae. Ubiegłoroczny cykl filmowy zdominowały rośliny zielne. Teraz także będą się one pojawiać. Oto dwudziesty piąty taki bohater. Na początku okazy, które spotkałem w Parowach Dulowskich w Trzebini. Zasadniczo należy przyjąć do wiadomości, że jest to jeden z tych gatunków, które są, bo są, ponieważ póki co są one niedostatecznie zbadane. Póki co nie ma takiej potrzeby, ponieważ mamy kozłka lekarskiego.

Teraz przyjrzymy się roślinom spotkanym w rejonie Gołuchowic Jurczyc, gdzie wyrasta w zbiorowiskach łęgowych nad tutejszymi strugami. Generalnie wszędzie uwielbia mokradła i źródliska.

Jak sama nazwa wskazuje, liście tego gatunku są niepodzielone, owalne, szczególnie w dolnej części łodygi. Liście jako tako podzielone pojawiają się w górnej części łodygi.

Kwiaty tego gatunku są różowe złożone z pięciu płatków korony.

Ważne jest jeszcze kłącze, które ma zapach charakterystyczny dla wszystkich przedstawicieli tego rodzaju.

Większość stanowisk tego gatunku w Polsce skupia się w prawej, dolnej ćwiartce naszego kraju.

I na zakończenie mantra, która kończyła filmy ubiegłorocznego cyklu. Co do reszty szukajcie, a znajdziecie. W gruncie rzeczy najważniejsze jest wiedzieć, jak ta roślina wygląda, bo nigdy nie wiadomo kiedy taka wiedza może się przydać. Chociaż jest swoiście pojmowanym gorszym sortem, to kiedy nie będzie czegoś lepszego, możemy skorzystać z niego jako zamiennika. Z braku raków ryba dobra.

Piotr Grzegorzek

Człowiek, natura i … niespodzianki

0

Zdaje się, że człowiek w czasach nadal trwającej „ery przemysłowej” nieźle w naturze narozrabiał. Mawia się, że to czasy wielkich zmian klimatycznych, ocieplenia klimatu i wynikających z tego ogromnych kłopotów – lodowce topnieją, podnosi się poziom mórz, wymierają rafy koralowe.

Zmiany klimatyczne czyli co?
– Klimat należy rozpatrywać w sensie fizycznym – mówi Artur Nowacki – jaworznianin, marynarz, prawdziwy spec od zmian klimatycznych. – Klimat to nie temperatura podawana z prognozy pogody. Klimat to energia. Energia pochodzi ze słońca. W stanie równowagi, bo tak fizyka lubi, ilość energii dochodzącej do Ziemi jest konsumowana na jej ogrzanie, a jej nadmiar jest emitowany, poprzez promieniowanie lub odbicie do kosmosu. To wszystko powinna regulować atmosfera. Ale to w warunkach idealnych. Człowiek, wraz z nastaniem ery przemysłowej, zaczął wydobywać i spalać paliwa kopalne. Węgiel, gaz, ropa. To, w procesie spalania uwalnia dodatkowy węgiel, zakumulowany z Ziemi. Ale w procesie spalania powstaje CO2, które pozostaje w atmosferze na CO2 w atmosferze działa jak filtr, blokujący transfer ciepła w kosmos. A czym jest go więcej, tym mniej nadmiaru tego ciepła, którego ziemia nie potrzebuje jest w stanie wyemitować.

Artur Nowacki

Dobrym przykładem jest księżyc. Dostaje tyle samo energii ze słońca, co Ziemia. Jednak jest tam zimno i nie ma życia. A to wszystko dlatego, że nie ma atmosfery i cała energia, która trafia ze słońca, ulata w kosmos. Czym więcej CO2 tym więcej ciepła pozostaje na Ziemi, którego Ziemia nie potrzebuje. Więc powoli Ziemia się ogrzewa. Ziemia sama w sobie jest złym akumulatorem ciepła. To robią oceany. Powoli się ogrzewają, bo mają wielką pojemność, ale powoli się chłodzą. A czym więcej ciepła zostaje na ziemi, to nie chłodzą się tylko się powoli ogrzewają. 3/4 powierzchni ziemi to oceany. Średnia głębokość tej warstwy wody to 4 km. Ale jakby naszą atmosferę zwinąć do poziomu wody, osiągnęłaby niewiele ponad 10 m. Jest różnica prawda?

Oceany to niewyobrażalny akumulator. Ze stron NASA wiem, że tylko w ciągu ostatnich 20 lub 30 lat, oceany zakumulowały nadmiar energii w wysokości 225 lub 250 ZETA Juli. ZETA to jest 10 do 21 potęgi. Ja to ciepło w dżulach (J), przeliczyłem na kilowatogodziny (kWh) i wyszło mi, że pokryło by to zapotrzebowanie Polski na energię elektryczną na 400 000 lat.

Ocieplenie Oceanów stanowi następny problem, czyli ocieplenie napędza dodatkowe uwalnianie z Oceanów. Poza tym topnieją lodowce i tundra. Wysychają bagna i torfowiska. Wraz ze wzrostem temperatury mórz, zmienia się parowanie. Ale także zmienia się cyrkulacja w atmosferze i proces powstawania chmur. Jest już stwierdzone, że parowanie w jednym miejscu, nie oznacza opadu w tym miejscu. Opad będzie gdzie indziej. Zaburzenie cyrkulacji w atmosferze to także powstawanie bardzo gwałtownych zjawisk. Jak na przykład powodzie w Pakistanie rok temu. Kosztowały gospodarkę pomiędzy 40 a 60 miliardów USD. To właśnie z czy boryka się Panama i kanał panamski. Woda paruje w ilości 2 miliony m3 dziennie, ale pada gdzie indziej. Kilka dni temu były nawałnice niespotykane nigdy w historii kraju na Dominikanie. Ofiary śmiertelne i zniszczone miasta. To są tylko początkowe znaki. Ocieplanie mórz i wyższe temperatury na Ziemi zagrażają bioróżnorodności. Rośliny wymierają, a w ich miejsce wchodzą obce gatunki ekspansywne. U nas w Polsce na przykład nawłoć. A sosna jest zagrożona, a dla świerka chyba już nie ma ratunku. Pojawiają się gwałtowne opady, brak śniegu i tradycyjnych roztopów. Poziomy rzek spadają. W ten sposób jeszcze szybciej woda spłynie do Bałtyku, albo zamieni się w ściek – dodaje pan Artur.

Flora wobec zmian klimatu

Klimat się zmienia, a globalne ocieplenie jest faktem – trudno temu zaprzeczyć. Istotne jest to, w jaki sposób flora reaguje na te niekorzystne dla niej zmiany. Tej sytuacji przygląda się przyrodnik Piotr Grzegorzek. – Najlepiej widać to na przykładzie lasów – mówi przyrodnik. – Jeśli wskutek ocieplenia wzrośnie temperatura i wilgotność, wówczas lasy pozostaną z nami na dłużej, ale w zmienionym składzie gatunkowym. Na początku zniknie świerk. Już teraz ucieka na północ i w wyższe partie gór. Tam gdzie jest cieplej pada ofiarą korników, tak jak to obserwuje się nie tylko w Puszczy Białowieskiej. Z kolei mogą u nas zagościć gatunki, które z natury rosną na południe od Alp, na przykład kasztan jadalny. W ślad na nimi pojawiają się rośliny zielne, których raczej nie dostrzegamy. Przykładem jest trawa miłka drobna.

Przy wzroście temperatury i spadku wilgotności powietrza lasy będą ustępować na rzecz formacji trawiastych. Lokalnie już to się dzieje. Hasło Wielkopolska stepowieje jest tego najlepszym przykładem. Tak zwany step będzie się rozszerzał na południe i północ od tego centrum. Wobec czego zmiany klimatyczne mają negatywny wpływ na szatę roślinną.

Piotr Grzegorzek

… i niespodzianki

Świat roślin jest dla człowieka niezwykle istotny. Jest nadzwyczaj skomplikowany i tajemniczy, wiele w nim niespodzianek i to na dokładkę niespodzianek miłych. Ten zagadkowy świat odkrywa dla nas dr hab. Joanna Augustynowicz, prof. URK, z Katedry Botaniki, Fizjologii i Ochrony Roślin Wydziału Biotechnologii i Ogrodnictwa Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Oto co wynikło z pasjonującej opowieści pani profesor o świecie roślin.

Dr Joanna Augustynowicz w trakcie badań terenowych nad gatunkami roślin wyższych i glonów hiperakumulującymi chrom (fot. Ewa Sitek)

Rośliny mają zdolność wpływania na glebę, wodę i atmosferę w której żyją. Na przykład w trakcie fotosyntezy usuwają z powietrza dwutlenku węgla, co wyraźnie wpływa na mikroklimat, gdyż dwutlenek węgla jest jednym z tzw. gazów cieplarnianych odpowiedzialnych za „efekt szklarniowy” powodujący wzrost temperatury naszej planety. Sam proces fotosyntezy polega na przekształcaniu w cukier pobieranego z powietrza dwutlenku węgla i wody wcześniej przetransportowanej do liści z gleby. W wyniku tego procesu z cząsteczki wody powstaje tlen, który roślina poprzez aparaty szparkowe usuwa do atmosfery. Tlen warunkuje życie na ziemi, rośliny odgrywają więc rolę niebagatelną.

Istotna jest również rola roślin w walce z tzw. „syndromem chorego budynku”, przez który rozumie się zespół objawów występujący u ludzi przebywających przez długi czas w pomieszczeniach zamkniętych. Na ten syndrom składają się chroniczne zmęczenie, apatyczność, bóle głowy, a nawet stany depresyjne. Wszystko to jest powodowane dużym stężeniem w zamkniętych przestrzeniach lotnych związków organicznych (LZO). Są to zanieczyszczenia gazowe wydzielane z tworzyw sztucznych: płyt meblowych, klejów czy farb. Rośliny przekształcają te szkodliwe substancje w związki proste: dwutlenek węgla i wodę, które w trakcie fotosyntezy wbudowują w swój organizm. Tak też wpływają na mikroklimat. Bardzo istotnym jest w takiej sytuacji dobór odpowiednich roślin do takich pomieszczeń. Jest to zagadnienie tak istotne, że pochyliła się nad nim NASA. Do eliminacja LZO szczególnie poleca się: zielistkę, epipremnum złociste, sansewierię gwinejską, palmę bambusową, paprocie nefrolepis, skrzydłokwiaty, zamiokulkasa, filodendrony i aloes. Uznaje się, że na powierzchni 25 m2 powinno znajdować się 5-8 dużych roślin w donicach o średnicy do 35 cm. Szczególnym atutem sansewierii, zamiokulkasa i aloesu jest ich specjalny typ fotosyntezy zwany CAM. Naturalnym środowiskiem tych roślin są obszary o klimacie gorącym. Podczas dnia u roślin tych zamknięte aparaty szparkowe ograniczają utratę wody, zarazem nie pochłaniany jest dwutlenek węgla. Gaz ten pobierany jest nocą i przetrzymywany w wakuolach do czasu aż wzejdzie słońce. Wówczas, pomimo zamkniętych aparatów szparkowych, może zajść fotosynteza, a powstający w jej trakcie tlen uwalniany jest dopiero nocą gdy otwierają się szparki. Rośliny takie polecane są szczególnie do sypialni. Pani prof. Augustynowicz nie jest, co zrozumiałe, zwolennikiem „plastikowych kwiatów-potworków”, wszak lepiej mieć w domach rośliny żywe, które mają tak wiele walorów. Ponadto kolor zielony, co udowodniono, ma działanie uspokajające.

Nie sposób też pominąć innej istotnej dla człowieka roli roślin, mianowicie nawilgacają one powietrze. Transportują wodę z gleby do liści. Ponad 90% pobranej wody jest odparowywane z powierzchni liści w procesie zwanym transpiracją. Świetnym przykładem zobrazowania skali tego zjawiska jest kukurydza, z jednego hektara jej upraw w ciągu jednego sezonu odparowywanych jest do 4 mln litrów wody. Rośliny są więc zdrowym naturalnym nawilżaczem powietrza.

Profesor Stanisław Gawroński ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie prowadził wiele lat badania, w trakcie których dobierał gatunki roślin szczególnie korzystnych dla miast zmagających się ze smogiem i pyłami zawieszonymi. Dlaczego pyły stanowią problem? Na ich cząstkach może być osadzonych bardzo wiele toksycznych substancji, takich jak metale ciężkie i różne wysoce trujące węglowodory. Dla człowieka najbardziej niebezpieczne są pyły o średnicy wynoszącej poniżej 2,5 mikrometra. Takie mikro-pyłki bezpośrednio przenikają do krwi, gdyż bariera błony śluzowej nosa czy gardła nie jest dla nich żadną przeszkodą. Niektóre drzewa mają nadzwyczajną zdolność pochłaniania tych szkodliwych cząstek. Są to gatunki, których liście pokryte są grubszą warstwą wosku, a najlepiej jeszcze aby listki posiadały włoski. Z badań profesora wynika, iż do eliminowania pyłów zawieszonych bardzo dobrze sprawdzają się topole, jarząby, brzozy i lipy. Również cis (roślina iglasta) wypada w tym kontekście znakomicie. Jako rośliny ozdobne, do nasadzeń klombów, z tego samego powodu świetnie nadają się pacioreczniki, czyli kanny.

Istotną dla człowieka jest również zdolność niektórych gatunków roślin zarówno lądowych jak i wodnych do pochłaniania metali ciężkich. Tym tematem nasza rozmówczyni zajmuje się na co dzień w swoich badaniach. Na przykład szkodliwy kadm może być wiązany w ścianie komórkowej lub być gromadzonym w wakuolach, które są swego rodzaju „koszem na śmieci” każdej rośliny. Takie roślinne „wymiatacze” zwane są hiperakumulatorami.

Spoglądając na świat roślin z perspektywy człowieka żyjącego w uciążliwościach zmian klimatycznych, które sam sobie wszak zafundował, to bez wątpienia rośliny są na pierwszej linii walki z tymi utrapieniem. Dobrze jest więc o tym pamiętać i otaczać się roślinami, które te niekorzystne dla człowieka zmiany mogą wyraźnie niwelować, ponadto rośliny wspomagają człowieka w walce z zanieczyszczeniami będącymi wynikiem jego przemysłowych działań. – Odnosząc się do zdolności pochłaniania przez drzewa zanieczyszczeń to jak najbardziej ją posiadają – mówi Anna Rejdych, rzecznik prasowy Nadleśnictwa Chrzanów. – Śmiało można nazywać drzewa filtrem pochłaniającym i neutralizującym, substancje toksyczne np. dwutlenek węgla, dwutlenek siarki oraz metale ciężkie takie jak ołów, kadm cynk, miedź. Szczególnie efektywnie pyły zawieszone w powietrzu pochłaniają gatunki iglaste z sosną zwyczajną na czele.

Efektem ubocznym procesu fotosyntesy jest produkcja tlenu a więc nie tylko drzewa oczyszczają powietrze ale dostarczają nam „czyste powietrze” -szacuje się, że 1 ha lasu potrafi wyprodukować w ciągu 24 godz. około 700 kg tlenu co zaspokaja potrzeby 2500 osób.

Zaś jedno duże drzewo ( około 25 metrów wysokości ) usuwa w ciągu dnia z otoczenia tyle samo dwutlenku węgla, ile emitują dwa domy jednorodzinne.

Anna Rejdych

Jaworzno jest jednym z najbardziej zielonych miast w Polsce. Procentowy udział lasów w powierzchni miasta to aż 35,2%, choć ostatnio po wycince 300 ha lasów pod Jaworznicki Obszar Gospodarczy te proporcje zmieniły się na niekorzyść. Mamy w mieście wiele terenów zielonych, duże parki. Te największe to Park Bory o powierzchni ponad 27 600 m2 i Park im. Lotników Polskich o powierzchni ponad 74 000 m2.

Dla miasta przemysłowego takie tereny zielone są ważne, pełnią nie tylko funkcje wypoczynkowe i estetyczne ale to, co szczególnie istotne to ich funkcja izolacyjna, ograniczająca negatywny wpływ przemysłu na życie mieszkańców. O tych istotnych zaletach nie można zapominać. Dobrostan roślin w naszym otoczeniu przekłada się na komfort naszego życia.

Ela Bigas

Nowy nabór wniosków o dofinansowanie do Wymiany Nieekologicznych Źródeł Ciepła

0

W nadchodzącym Nowym Roku ruszy nabór wniosków o dofinansowanie do wymiany nieekologicznych źródeł ciepła. Dokumenty można składać już od 2 stycznia 2024 roku.

Szczegóły Dofinansowania

W 2024 roku, w ramach tego programu, mieszkańcy mogą otrzymać następujące kwoty dofinansowania:

  • 4 000,00 zł przy zakupie i montażu nowoczesnych systemów ogrzewania, w tym wymienników ciepła, kotłów gazowych, olejowych, na pellet, pomp ciepła, oraz urządzeń elektrycznych.
  • 1 000,00 zł w przypadku instalacji kotła węglowego z automatycznym załadunkiem paliwa.
  • Dodatkowe 2 000,00 zł przy wymianie na wymiennik ciepła lub kocioł gazowy przy nowo budowanych przyłączach sieciowych.
  • 4 000,00 zł na zakup i instalację urządzeń do przygotowania ciepłej wody użytkowej, jak systemy solarne czy pompy ciepła, przy spełnieniu norm ekologicznych.

Gdzie i Jak Składać Wnioski

Wnioski można składać mailowo, za pośrednictwem platformy ePUAP lub osobiście w siedzibie Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Jaworznie przy ul. Krakowskiej 9.

Elektroniczne wersje wniosków dostępne na www.bip.jaworzno.pl
Papierowe wersje w Wydziale Ochrony Środowiska, ul. Krakowska 9, II piętro.

Źródło UM Jaworzno.

Leśne Pogotowie

„Leśne Pogotowie” zostało założone przez Jacka Wąsińskiego w 1993 roku i już od 30 lat zwierzęta wymagające pomocy i rehabilitacji znajdują tam schronienie. Głównym celem ośrodka jest pomoc dzikim zwierzętom rannym w wypadkach drogowych lub innych nieprzewidzianych sytuacjach.

Wiele zwierząt, szczególnie te osierocone we wczesnym okresie życia, potrzebuje rehabilitacji lub odchowania. Leśne Pogotowie stara się przywrócić jak najwięcej zwierząt do ich naturalnego środowiska, a te, które zostały trwale okaleczone, otrzymują dożywotnią opiekę. Działalność Leśnego Pogotowia to pasja życiowa Jacka Wąsińskiego. W ciągu 30 lat, dzięki wysiłkom pracowników ośrodka , uratowano ponad 30 tysięcy różnych gatunków dzikich zwierząt.

Zdarza się, że do ośrodka trafiają gatunki spoza naszego kraju. Każde zwierzę jest inne i ma inne wymagania, którym pracownicy Pogotowia Leśnego codziennie starają się sprostać, a dzięki ich staraniom zwierzęta są dobrze przygotowane, żeby przeżyć w lesie. W obecnej zimowej porze roku można jednak wesprzeć leśną zwierzynę dokarmiając ją w odpowiedni sposób, a co najważniejsze dobrej jakości karmą.

Zdarza się, że zwykli ludzie przynoszą zwierzęta do ośrodka. Jednak trzeba pamiętać, że interwencje ludzi, którzy nie mają specjalistycznej wiedzy, choć często podyktowane są dobrymi intencjami, mogą czasami przynosić więcej szkód niż pożytku.

Takie ośrodki pomocy, jak ten w Mikołowie, realnie wpływają na ochronę leśnego życia, co doskonale ilustruje 30-letnia działalność „Leśnego Pogotowia”. To dzięki oddaniu i pasji pracowników i wolontariuszy wiele poszkodowanych zwierząt wraca do naturalnego środowiska. Praca ośrodka, obejmująca zarówno rehabilitację, jak i wychowanie zwierząt, oraz zapewnienie dożywotniej opieki tym, które nie mogą wrócić do swojego naturalnego środowiska, jest nieoceniona.

Materiał zrealizowany przy współpracy z Lasami Państwowymi.

Pszczelarstwo leśne – powracająca tradycja szansą dla zapylaczy

Pszczoły. Te niezwykłe owady, znane przede wszystkim z produkcji miodu, odgrywają znacznie większą rolę w naszym świecie niż mogłoby się wydawać. Są jednymi z najważniejszych zapylaczy na naszej planecie. Podczas gdy zbierają nektar z kwiatów, nieświadomie przenoszą pyłek z jednego kwiatu na drugi, umożliwiając roślinom rozmnażanie. Bez tego istotnego procesu wiele roślin nie byłoby w stanie wyprodukować nasion.

Szacuje się, że ok ⅓ tego co jemy zależy od pracy owadów zapylających. I oczywiście nie chodzi tu jedynie o najbardziej znane pszczoły miodne, ponieważ w naszym kraju żyje około 470 różnych gatunków zapylaczy. Należą do nich pszczołowate, jak murarka, lepiarka i porobnica, ale też motyle, muchówki, osy, czy chrząszcze.

Zmiany klimatu, utrata siedlisk, choroby, szkodniki i pestycydy to tylko niektóre z wyzwań, z którymi muszą się w dzisiejszej rzeczywistości zmierzyć. Jak wiadomo, te owady żyją też stosunkowo krótko. Stąd wiele się słyszy o konieczności ochrony tego gatunku na różne sposoby, jak pozostawianie pasów zieleni przy parkach i chodnikach, unikanie chemicznych oprysków, zwiększenie ilości terenów zielonych, sadzeniu kwiatów łąkowych. Jednak niewielu wie, że dużą pracę w zakresie ochrony tych zapylaczy wykonują bartnicy, często zwykli ludzie zafascynowani pszczelarstwem.

Bartnictwo, czyli tradycyjne pszczelarstwo, było kluczowym elementem historii osadnictwa, zwłaszcza na terenach, które długo pozostawały zalesione, takie jak środkowa i wschodnia Europa. Polska szczyci się bogatą historią bartnictwa, datującą się od czasów średniowiecza, z pierwszymi zapiskami odnoszącymi się do panowania Mieszka I. Wszak Polska od dawien dawna nazywana była krajem mlekiem i miodem płynącym. Król Kazimierz III Wielki odegrał kluczową rolę w rozwoju bartnictwa, nadając bartnikom specjalne prawa, co prowadziło do rozwijania się tej dziedziny jako istotnej części gospodarki. Wówczas miód i wosk stały się towarem bardzo cenionym, zarówno na rynku lokalnym, jak i międzynarodowym. Tak więc pszczoła miodna wywodzi się z lasu.

Bartnictwo było rzemiosłem wymagającym i niebezpiecznym. Bartnicy zajmowali się głównie chwytaniem dzikich pszczół i umieszczaniem ich w specjalnie przygotowanych „barciach” czyli wydrążonych pniach drzew. Dla ochrony przed niedźwiedziami, stosowano różne prymitywne metody, takie jak zawieszanie ciężkich przedmiotów czy instalowanie ostrych haków. Miód i wosk były niezwykle wartościowe w dawnych czasach, często porównywalne z wartością złota, i miały wiele zastosowań w codziennym życiu ludzi.

Mimo że tradycyjne bartnictwo zaczęło zanikać pod koniec XIX wieku z powodu rozwoju rolnictwa i masowej wycinki lasów, obecnie obserwujemy jego odrodzenie dzięki wsparciu leśników, przede wszystkim na terenach takich jak Puszcze: Pilicka, Świętokrzyska, Augustowska, Białowieska czy Barlinecka, ale pojedyncze barcie można spotkać również w innych lasach, np. spacerując po siewierskich lasach można obejrzeć barć zrobioną w dawnym stylu.

Źródło. Nadleśnictwo Siewierz

Siewierska barć została wydrążona przez bartnika, który specjalnie uczył się tej sztuki, a w tym celu udał się na południowy Ural do Republiki Baszkirii.

Źródło. Nadleśnictwo Siewierz

Ale trzeba też wiedzieć gdzie szukać. Współcześnie rzadko spotyka się takie dawne barcie wydrążone w żyjącym drzewie. Dzisiejsi bartnicy wykonują tak zwane kłody bartne, czyli biorą kawałek pnia drzewa i drążą w nim duży otwór, następnie zakrywają ten otwór specjalną deską, tak żeby została szczelina przez którą pszczoły mogą swobodnie wlatywać. Taką gotową barć montuje się odpowiednio wysoko na drzewie, aby zniechęcić żądne złotego miodu niedźwiedzie.

Kłoda bartna

Zapytaliśmy pana Ryszarda Adamowskiego, lokalnego pszczelarza, co sądzi o bartnictwie.

Bartnictwo jest nadal spotykane, ale jest dla prawdziwych pasjonatów, nie dla zysku, bo miodu od pszczół zamieszkujących barcie się nie pozyskuje. Jest to raczej forma poszanowania tradycji dawnego pszczelarstwa. Taki miód leśny pozyskuje się ze śródleśnych pasiek. Natomiast sam proces tworzenia barci i ich wygląd jest zbyt skomplikowany, aby jeszcze był z tego miód. Jest to zajęcie czasochłonne, jak zresztą całe pszczelarstwo, ale na pewno taka pszczoła zamieszkująca barć czy leśny ul ma dostęp do dużej ilości pożywienia no i znajduje się w środku lasu z dala od zanieczyszczeń, które my ludzie robimy, jak spaliny samochodowe, opryski pól itp., więc patrząc pod kątem ochrony tych owadów ma to swoje plusy – mówi pan Ryszard.

Pan Ryszard Adamowski prowadzi w Jaworznie Sklep Pszczelarski Ramka z wszelkimi akcesoriami pszczelarskimi, wyposażeniem uli oraz z lokalnymi, polskimi miodami. Sklep istnieje od 2018 roku i jest jedynym takim miejscem w Jaworznie i okolicach. Pan Ryszard pasję do pszczelarstwa odziedziczył po swoim dziadku i rodzicach. Dawniej prowadził leśną pasiekę, liczącą 26 rodzin pszczelich, w ciężkowickich lasach, ale zmagał się z zagrożeniem od szerszeni, os i mrówek, więc przeniósł pasiekę bliżej domu. Jego sklep i pasieka nazwą nawiązują do ramki pszczelarskiej.

Pan Ryszard na tle miodów

Dzisiaj, w zrozumieniu kluczowej roli, jaką pszczoły i inne zapylacze pełnią w ekosystemie, podejmuje się próby wprowadzenia tych pożytecznych owadów z powrotem do lasu. Stwarzając pszczołom dogodne warunki życia. Do łask powraca wspomniane bartnictwo, czyli dawna praktyka hodowli pszczół. Jednak nie jest to do końca bezpieczny sposób hodowli tych owadów. Pszczoły może i w środowisku leśnym są mniej narażone na zanieczyszczenia, a co za tym idzie choroby. Jednak jeśli rodzina pszczela zachoruje trudniej się nią zająć niż w przypadku zwyczajnych uli, głównie z powodu wysokości na jakich barcie są umieszczane. Pojawia się jednak inny pomysł na stworzenie dogodnych warunków dla pszczół w lesie, a mianowicie leśne pasieki. Coraz częściej można je spotkać w lesie. Niewielu ludzi o tym wie, ale jeśli ktoś marzy o założeniu swojej małej pasieki w lesie, może uzyskać takie pozwolenie od lokalnego leśnika i postawić kilka uli w wyznaczonym miejscu bez opłat. Dodatkowo jeżeli chodzi o pożytki pszczele, jak miód pszczelarze stawiają raczej na pasiekę niż barć.

Pasieka pszczela

Leśne pasieki i barcie mają jeszcze jeden pozytywny aspekt. Mianowicie sprzyjają zachowaniu bioróżnorodności w lasach. Pszczoły, będąc zapylaczami, przyczyniają się do rozmnażania wielu gatunków roślin, co jest kluczowe dla zachowania równowagi ekosystemów.

Pszczoły i inne zapylacze to małe, ale niezwykle ważne bohaterki naszej planety. Ich ochrona jest kluczowa dla życia wszystkich gatunków. Bez zapylaczy, globalna gospodarka mogłaby doświadczyć poważnych strat, a wiele roślin miałoby problemy z reprodukcją, co mogłoby doprowadzić do zmniejszenia bioróżnorodności. Ich praca zapewnia pożywienie ludziom i zwierzętom. Kłody bartne, które wiesza się w głębi lasu czy też wspomniane małe pasieki leśne gwarantują pszczołom byt z dala od szkodliwego wpływu człowieka, więc nie są narażone na takie same zagrożenia jak w przypadku komercyjnego pszczelarstwa. Dodatkowo mieszkanki barci mogą w lesie liczyć na obfitość pożywienia mimo okresowo występujących susz. Dlatego bartnictwo można uznać za kolejny sposób na przetrwanie zapylaczy, a co za tym idzie całego ekosystemu- chroniąc je, chronimy również siebie i przyszłe pokolenia.

Klaudia Sedlaczek-Hebda

Źródło. Nadleśnictwo Siewierz

Muzeum Świerka Istebniańskiego

Gęste lasy Beskidu Śląskiego, malowniczo rozciągające się na południu Polski, stanowią nie tylko zaciszne siedlisko dla wielu gatunków fauny i flory, ale są również świadectwem głęboko zakorzenionych tradycji ludowych. Dominującym tam gatunkiem drzewa jest świerk pospolity, który przez stulecia kształtował życie i kulturę tamtejszej społeczności.

Od tego czasu świerk stał się nie tylko ikoną krajobrazu, ale i podstawą egzystencji wielu pokoleń mieszkańców Beskidu. Od wieków wykorzystywali oni jego wyjątkowe drewno do wznoszenia swoich domostw, a także tworzenia niezliczonych narzędzi, mebli i zdobień nadających góralskim izbom regionalny charakter. Między innymi przez wyjątkowość tego drzewa w Nadleśnictwie Wisła założono Muzeum Świerka Istebniańskiego w Jaworzynce. Ale co takiego można zobaczyć w tym muzeum?

Ciekawym eksponatem jest drewniana pralka niegdyś bardzo popularna na tych terenach.
Warto zwrócić uwagę na przemyślany sposób tworzenia różnych narzędzi, jak topory i siekierki oraz fakt, że budynek muzeum wzniesiono w dawnym, tradycyjnym stylu, bez użycia gwoździ.

Świerk istebniański jest wyjątkowy nie tylko z powodu swojego znaczenia dla budownictwa. To drzewo posiada cechy gatunkowe, które sprawiają, że jest wyjątkowo cenione w produkcji instrumentów muzycznych, zwłaszcza w lutnictwie. Jego drewno, odznaczające się specyficznymi właściwościami akustycznymi, pozwala na kreowanie brzmień o wysokiej jakości. Jest to cecha wysoce ceniona przez rzemieślników i artystów, dla których dobór odpowiedniego drewna jest nieodzowny w procesie tworzenia instrumentów. Dzięki swoim różnorodnym zastosowaniom Lasy Państwowe postanowiły zachować jego genotyp w Karpackim Banku Genów.

Obecnie lasy Beskidu Śląskiego przeżywają przebudowę, ponieważ monokultury świerkowe łatwiej ulegają wszelkim uszkodzeniom czy to od wichur czy szkodników, np. w przypadku świerka od kornika drukarza. Leśnicy postanowili wzmocnić drzewostan świerkowy innymi gatunkami drzew. W karpackim banku genów oprócz nasion świerka istebniańskiego przechowuje się także nasiona innych gatunków.

Muzeum Świerka Istebniańskiego jest więc nie tylko pomnikiem ku czci tego szlachetnego gatunku, ale i świadectwem życia lokalnej społeczności, która przez wieki była ściśle związane z leśnymi zasobami. Jest to przestrzeń, w której odwiedzający mogą zgłębić wiedzę na temat leśnictwa, tradycji rzemiosła drzewnego oraz metod ochrony środowiska leśnego. To także placówka pełniąca funkcję edukacyjną, podkreślającą wagę pracy leśników w utrzymaniu równowagi ekosystemów leśnych, tak istotnej dla przyszłości lasów i całych społeczności z nimi związanych.

Materiał powstał przy współpracy z Lasami Państwowymi.

Wolierowa hodowla głuszca

Lasy Państwowe intensywnie angażują się w ochronę gatunków zagrożonych. Odwiedziliśmy Nadleśnictwo Wisła, gdzie założono wolierową hodowlę Głuszca. Głuszec to największy ptak grzebiący Europy. Długość ciała samca tego gatunku wynosi 100 cm a rozpiętość skrzydeł dochodzi do 135 cm. Ptak ten zamieszkuje duże, stare bory o bogatym podszycie, a żywi się głównie igłami drzew iglastych, pędami i pąkami krzewów, a latem także owocami leśnymi czy drobnymi bezkręgowcami.

Przyczyn dramatycznego zmniejszania się populacji głuszca od połowy XX wieku można wymienić kilka, jak choćby stosowanie wówczas chemii do zabezpieczania drewna, wycinanie starych drzewostanów i odnawianie lasu w gęstej więźbie, a co za tym idzie likwidacja borówki, czy wzrost liczebności drapieżników. Leśnicy postanowili przystąpić do ratowania tego gatunku. Pojawił się pomysł hodowli głuszca.

Budynek hodowli

Co roku od wczesnej wiosny do połowy maja głuszce odbywają tak zwane tokowisko, czyli niezwykle widowiskowy okres godowy. Podczas jego trwania samce codziennie krótko przed wschodem rozpoczynają swoją pieśń prezentując swój gęsty w pióra ogon.

Samiec wydaje dźwięk z taką intensywnością że przez chwilę przestaje reagować na bodźce zewnętrzne, stąd jego nazwa głuszec, ponieważ przez krótki odcinek czasu nic nie słyszy. Poza okresem godowym jest to bardzo płochliwe i nieśmiałe zwierzę. Zazwyczaj trudno jest go zaobserwować, jednak to że liczba osobników się zwiększa daje nam większe prawdopodobieństwo spotkania głuszca na szlaku.

Samiec głuszca z pokazowej woliery

Przykład Nadleśnictwa Wisła pokazuje, jak potrzebne są działania na rzecz ochrony gatunków zagrożonych wyginięciem. Bez tego typu przedsięwzięć, głuszca moglibyśmy oglądać dzisiaj prawdopodobnie jedynie na fotografiach. Dzięki zaangażowaniu leśników i odpowiednio przemyślanym programom hodowlanym, mamy szansę nie tylko zachować, ale i pomnożyć populację tych majestatycznych ptaków. Ich obecność w naszych lasach wzbogaca bioróżnorodność i przypomina o znaczeniu harmonii między człowiekiem a naturą. Współczesne metody ochrony przyrody pozwalają odwracać negatywne skutki działalności człowieka, dając nadzieję na przyszłość dla wielu zagrożonych gatunków. A z każdym wypuszczonym głuszcem wzrasta nasza świadomość o ważności takich działań i potwierdza, że każdy wysiłek na rzecz ochrony przyrody ma fundamentalne znaczenie.

Materiał powstał przy współpracy z Lasami Państwowymi.

Skomplikowane życie owadów zapylających

1

Owady zapylające zwane też zapylaczami odpowiadają w naturze za zapylenie krzyżowe roślin. Innymi słowy przenoszą pyłek pomiędzy roślinami tego samego gatunku, dzięki czemu rośliny te mogą owocować. Dzieje się to najzupełniej przy okazji – same zapylacze żywią się nektarem i pyłkiem. Uznaje się, że zapylacze mają decydujący wpływ na gospodarkę żywnościową całego świata.

Kilkaset gatunków roślin uprawnych wymaga „pomocy” zapylaczy. Spośród tysięcy gatunków owadów zapylających człowiek „udomowił” jedynie pszczoły zwane miodnymi. Oczywista mamy też tzw. pszczoły dzikie. W Polsce żyje ich ok. 470 gatunków, szacuje się, że na świecie jest ich ok. 20 tys. gatunków. Naukowcy twierdzą, że za 1/3 do ½ zapyleń odpowiadają inne gatunki owadów. Wśród nich wymienia się m.in. motyle, muchówki, osowate i chrząszcze. Do grupy zapylaczy zaliczono również … ślimaki, nietoperze i jaszczurki.

Pszczoły i … Einstein

Albert Einstein – jeden z najwybitniejszych naukowców – miał ponoć powiedzieć, że kiedy z powierzchni ziemi znikną pszczoły, to człowiekowi pozostanie już najwyżej kilka lat życia. Niestety, jak się okazało szanowny Einstein tak nie powiedział a brak zapylaczy nie spowoduje zagłady ludzkości, choć może spowodować klęskę głodu na skalę światową. Może więc lepiej zabiegać o dobrostan zapylających i uniknąć w przyszłości takich kłopotów.

Szczególnie powinniśmy więc dbać o nasze udomowione pszczoły miodne. Ich zwyczaje człowiek poznaje już od ok. 8000 lat, uznaje się, że wtedy hodowlę prowadzili już Hiszpanie. Chrześcijanie widzieli w pszczołach dusze zmartwychwstałe, Azjaci utożsamiali pszczoły z duszami zmarłych. Pszczoły w dawnych kulturach symbolizowały pilność, odwagę i pracowitość. Z przekąsem można rzec, że są mniej pracowite niż mrówki, tracą wszak czas na bzyczenie. Spójrzmy na ten złożony pszczeli świat okiem pszczelarzy z Jaworzna na Śląsku. Im bliżej poznamy życie pszczół, tym bardziej damy się przekonać do ich ochrony.

Pszczela rodzina

Pszczoły są zawsze w dobrym nastroju

Pszczoła robotnica waży ok. 1 grama, pewnie dobrze najedzona nieco więcej. Matka pszczela jest dwa razy większa, waży więc 2 gramy, taką wagę mają też trutnie – pszczela płeć męska. W ulu najbardziej zapracowane są robotnice.

– Pszczoły są zawsze w dobrym nastroju – twierdzi pszczelarz Władysław Odrzywołek i pewnie ma rację, wszak hoduje je już od 30 lat. Jego pszczele towarzystwo mieszka w 20 ulach, w każdym z nich ok. 60 tys. pszczół latem czyli ok. 120.000 przebiegłych osobników.

Pszczoły tworzą skomplikowane społeczne struktury. Pszczele robotnice podzielono na te zbierające nektar, te budujące i strzegące uli. Potrafią zadecydować o tym, która larwa będzie robotnicą, która matką a która trutniem. Mechanizmu tego „wyboru” do tej pory nie udało się jednoznacznie rozwikłać. Dla lepszej orientacji w takim pszczelim światku hodowcy oznaczają matkę kropką, białą jeśli to matka jednoroczna, i odpowiednio dla kolejnych lat – żółtą, czerwoną, zieloną i niebieską. Matki dożywają 5 lat.

Władysław Odrzywołek

Wzór patriotyzmu

– Matka jest w ulu zawsze jedna – mówią pszczelarze. – Pszczół jest w sezonie w ulu maksymalnie 80 tys. a trutni garstka, służą dla uprzyjemniania życia pszczołom. Jesienią są wyrzucane bezwzględnie z ula.

Pszczoły to stworzonka społeczne, dla uniknięcia kłopotów w dużym światku każdego ula, wypracowały skomplikowany system komunikowania się między sobą. Najistotniejsze przekazywane przez nie informacje dotyczą tego, gdzie i jak daleko od ula kwitnie przyroda.

– Pszczoła, która znajdzie pożytek (miejsce, gdzie może pozbierać nektar czy pyłek) przylatuje do ula i na plastrze miodu wykonuje tzw. taniec pszczeli. W zależności pod jakim kątem go wykonuje, jak często porusza odwłokiem, ile razy okrąży ten plaster, to jest to informacją dla innych pszczół, że w tym kierunku i w takiej odległości coś tam mogą zebrać – mówią pszczelarze. Najdalej pszczele robotnice odlatują na kilometr, półtora od ula. To odległość, z której coś do ula przynoszą.

– Jeżeli się rozsądnie zachowujemy – instruują pszczelarze – to pszczoła nie użądli. Nie zaczepiajmy ich, żyjmy z nimi w zgodzie. Pszczoła nie jest nastawiona na to, żeby zginąć, bo użądlenie powoduje, że ona ginie, ale broni bezwzględnie jeżeli chcemy jej zrobić jakąś krzywdę i grzebiemy jej w rodzinie. Pszczoła to wzór patriotyzmu, każda z nich zabiega o dobrostan własnego ula.

Co umieją pszczoły?

Pszczoła to wbrew pozorom stworzonko bardzo skomplikowane, główkę ma nie od parady. O tym co wiedzą pszczoły opowiadał nam pszczelarz Piotr Bader.

– Pszczoła składa się tak, jak każdy inny owad – objaśniał pan Piotr – z głowy, tułowia, odnóży. Skrzydeł ma cztery pary, odnóży trzy pary. Najważniejszym zmysłem pszczoły jest zdecydowanie węch. Udowodniono, że pszczoła ma tysiąc razy lepszy węch od psa. Wyczuwa pożytek (zebrane pyłki kwiatowe, nektar oraz spadź-red.) z kilkuset metrów. Gdy pszczoła wywiadowca odnajdzie pożytek powraca do ula i informuje o znalezionych pożytkach. Wykonuje wtedy tzw. taniec. Jeśli pożytek rośnie do 100 metrów od ula pszczoła wykonuje taniec okrężny, jeśli dalej – zatacza koła tworzące ósemkę z centralną linią prostą. Wtedy pszczoły lecą z ula do pożytku niczym po linijce, ul – pożytek, pożytek – ul i tak kilkadziesiąt razy dziennie.

Istotne jest też to, że w miodzie żadnych toksyn że środowiska się nie odnajdzie.
Pan Piotr uważa, że pszczoły nie oczyszczają pożytku z toksyn, one w ogóle takiego nektaru nie pobierają. Jeśli pszczoła widzi kwiat zabrudzony lub skażony jakąś substancją, metalami ciężkimi – kadmem, ołowiem, które pojawiają się w pasiekach miejskich, pszczoła nawet nie siada na taki kwiat.

Piotr Bader

Czego o pszczołach nadal nie wiemy?

Niestety nadal nie udało się ustalić, skąd pszczoły wiedzą, z której larwy powstanie królowa lub robotnica. – Pszczoły za bardzo tego nie rozróżniają – mówi pszczelarz Janusz Banach.
Naukowcy do tej pory badają schemat, jak pszczoły wybierają dane jajeczko, potem larwę żeby z niej powstała matka. Jest to temat niezgłębiony, jak jeszcze wiele rzeczy dotyczących pszczół.

Z trutniami sprawa jest prostsza. Wylęgają się w komórkach większych niż pozostałe larwy, wszystkie pszczoły karmiące larwy wiedzą więc, że królowa złożyła tam jaja niezapłodnione. Trutnie to więc przyrodnicze dziwadło.

Janusz Banach

O zmysłach pszczół

– Pszczoła posiada pięć oczu – mówi pszczelarz Bogdan Koszowski – dwa złożone (około 3000 soczewek w jednym oku) i 3 przyoczka, które prawdopodobnie, nie jest to dokładnie zbadane, zbierają informacje o polaryzacji światła czyli o położeniu słońca. Oczy złożone służą do rozróżniania kwiatów.

Każdy przedmiot pszczoły postrzegają jako mozaikę złożoną z ok. 4000 elementów, każdy z nich widzą niezależnie. Daje to możliwość dostrzeżenia najmniejszych zmian w otoczeniu. Oko pszczoły w każdej sekundzie odbiera nawet 300 bodźców, podczas gdy człowieka ledwie 30. Pszczoły widzą ostro jedynie na odległość paru metrów. Rozróżniają jedynie barwę niebieską, białą, żółtą i czarną, natomiast świetnie widzą w nadfiolecie i tak kwiaty białe pszczoły widzą jako niebieskozielone, zieleń postrzegają jako szarość, na takim tle łatwiej jest owadom rozróżnić coś kolorowego. Pszczoła widzi doskonale zarówno w pozycji nieruchomej, jak i podczas lotu. Bezbłędnie trafiają do ula nawet po zapadnięciu zmroku.

Równie skomplikowany jest pszczeli węch. Nos pszczoły ulokowany jest na czółkach.
– Zmysł węchu – objaśnia pan Bogdan – znajduje się w czułkach. Robotnice posiadają ok. 6000 receptorów na każdym czułku, natomiast trutnie ok. 30 000. Mają pomóc im w odnalezieniu matki pszczelej w odległości nawet do 12 kilometrów. Pszczoły rozróżniają minimum 43 zapachy.

Bogdan Koszowski

Pszczoły a zmiany klimatyczne

Dla pszczół szczególnie niekorzystne są przydarzające się współcześnie ciepłe jesienie i ciepłe zimy oraz chłodne i mroźne wiosny – mówi pszczelarz Bogdan Koszowski. – Wiosną zdarzają się noce chłodniejsze niż w styczniu czy lutym. Lata bywają suche i upalne o ekstremalnych temperaturach. Ciepłe jesienie mają negatywny wpływ na czerwienie się matek i wychów młodych pszczół. Pszczoły powinny z początkiem jesieni przygotowywać się do zimowania, czyli nie powinny wychowywać czerwi, to powinno się dziać wyłącznie na wiosnę. Pszczoły zimowe żyją jedynie pół roku, są osłabione, co może powodować łatwe namnażanie się pasożytów w ulu. Zimne wiosny z przymrozkami powodują niszczenie zalążków kwiatowych lub nawet kwiatów. Takie rośliny nie nektarują i nie pyłkują, co powoduje zmniejszanie się ilości pszczelego pożytku. Ponadto ciepłe zimy pobudzają rośliny do wegetacji, takie rośliny nie odpoczywają i są zdecydowanie słabsze. Dodatkowo duże letnie upały powodują, że nektar paruje, co dla pszczół oznacza mniejszą ilość pożytku.

Świat pszczół jest więc niezwykle skomplikowaną strukturą. Z pewnością należy zabiegać o dobrostan tych pożytecznych stworzonek.

Czy czeka nas katastrofa?

– Owady zapylające mają zasadnicze znaczenie dla życia na naszej planecie – mówi Marcin Tosza, przyrodnik, Główny Specjalista w Biurze ds. Geologii Urzędu Miejskiego w Jaworznie. – W naszej strefie klimatycznej niemal 80% kwiatów polnych i upraw są zależne od zapylenia przez owady – trzmiele, pszczoły miodne i samotnice, osy, motyle, ćmy, chrząszcze i różne gatunki muchówek. W minionych dziesięcioleciach drastycznie zmniejszyła się zarówno liczebność, jak i różnorodność gatunków dzikich owadów. Szacuje się, że zagrożonych wyginięciem jest ponad 40% gatunków owadów. Jednocześnie musimy pamiętać, że owady są bardzo istotnym elementem wszystkich ekosystemów i ich wymarcie doprowadzi do katastrofy na niespotykaną skalę. Dlatego też wszystkie działania, które poprawią los owadów są niezwykle ważne i cenne. Miasto Jaworzno wcześnie włączyło się do działań edukacyjnych związanych z tym problemem bo już w 2015 r. ustawiło pierwsze domki dla zapylaczy – do dzisiaj można je oglądać na GEOSferze oraz przy Bibliotece Miejskiej na Rynku.

Domki dla owadów w jaworznickiej GEOsferze

– Od tego czasu przy każdym projekcie w którym rewitalizowano lub tworzono nowe przestrzenie parkowe, ten element zawsze się pojawia – domki dla owadów znajdziemy na Plantach, w Parku Angielskim, Parku Podłęże czy na Sosinie – relacjonuje Marcin Tosza. – Jednocześnie mamy pełną świadomość, że w Jaworznie działanie to ma wymiar czysto edukacyjny. Mieszkamy w bardzo specyficznym mieście z dużą ilością zieleni, o specyficznej strukturze, w której dzielnice są rozdzielone lasami, zadrzewieniami, polami uprawnymi lub często niedocenianymi tzw. nieużytkami (które potrafią być miejscami o dużej bioróżnorodności). Nie jesteśmy wielką betonową pustynią gdzie owady nie mogą znaleźć naturalnych schronień, jednak mając świadomość problemu zmniejszania się ilości odpadów mamy świadomość, że każde najdrobniejsze nawet działania mają ogromną wagę i powinny być realizowane, także tych, których wymiar ogranicza się do działań nakierowanych na edukację – dodaje pan Marcin.

Marcin Tosza

Na zakończenie malutka dygresja – polscy naukowcy od lat pracują nad małym robotem zapylającym, ale jak to tak robot „wzorem patriotyzmu”​. Pszczoły nadal górą.

Ela Bigas

Leśna pasieka na wysokości

W Nadleśnictwie Wisła na terenie Karpackiego Banku Genów znajduje się niezwykłe miejsce położone na wysokości 700 metrów nad poziomem morza. To tutaj, wśród malowniczych krajobrazów górskich, kryje się niezwykła pasieka. Pomimo tak wysokiego położenia te małe, pracowite owady radzą sobie bardzo dobrze, wnosząc nieoceniony wkład w rozwój przyrody leśnej.

Leśną pasieką zajmują się leśnicy, którzy są związani z pszczelarstwem od dawna. Dzięki łączeniu pracy z pasją, wykonywanie jej staje się przyjemnością, pomimo że praca przy ulach jest niezwykle wymagająca i czasochłonna.

Obok pasieki znajduje się budynek edukacyjny, w którym możemy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o pszczołach i innych zapylaczach. W budynku umieszczono specjalne pomieszczenie, w którym odwiedzający mogą w bezpieczny sposób obserwować pszczoły.

Pomimo wysokiego położenia, pszczoły odnajdują tu wystarczająco dużo pokarmu, aby wyprodukować miód.

Ule pokazowe w budynku edukacyjnym

Pszczoły są niezwykle ważne dla ekosystemów naturalnych i rolnictwa, będąc kluczowymi zapylaczami. Ale jak zwykli ludzie mogą się przyczynić do ich ochrony? Ciekawostką jest, że każdy może sobie taką małą pasiekę w lesie założyć. wystarczy tylko trzymać się kilku wytycznych.

Edukacyjne kompleksy zakładane w różnych nadleśnictwach wzmacniają świadomość o konieczności ochrony zapylaczy, zwłaszcza wśród młodszych pokoleń. Działania leśników skutecznie przyczyniają się do ochrony i promocji tych kluczowych dla ekosystemu owadów, jednocześnie wspierając zachowanie bogactwa i różnorodności lokalnej fauny.

Materiał powstał przy współpracy z Lasami Państwowymi.