Amorfa krzewiasta

To bardzo ciekawy przedstawiciel botanicznej rodziny bobowatych. Inna jego polska nazwa to indygowiec. Bywa rozmaitej wielkości rzadkim krzewem o liściach nieparzystopierzastych. Pochodzi z Ameryki Północnej. Do Europy trafił już w XVIII wieku.

Najczęściej wykorzystuje się go do umacniania skarp lub zadrzewiania terenów o bardzo niekorzystnych warunkach glebowych. W Jaworznie większe skupiska tego gatunku znajdziemy pomiędzy Azotką a Rudną Górą. Te zdjęcia i film nakręciłem w chrzanowskim parku.

Bardzo charakterystyczną cechą gatunku są drobne fioletowe kwiaty tworzące na końcu gałązek kłosokształtne grono. Z kwiatów wystają pomarańczowe pylniki. Ten gatunek jest chętnie odwiedzany przez pszczoły tak dla pyłku, jak i nektaru. Można go sadzić tu i ówdzie, ale trzeba uważać, aby nie zawłaszczył terenów tak jak to między innymi zrobił w dolinie Dunaju. Jest pewną alternatywą dla ligustru jako krzew nadający się na żywopłoty. Szybko się odradza po cięciu nawet do poziomu gruntu.

Piotr Grzegorzek

[vc_facebook]

Nutrie w Byczynie czekają na decyzję i działania

– Sytuacja jest ciekawa z każdego punktu widzenia, biologicznego, psychologicznego i prawnego. Trudny orzech do zgryzienia. – mówił Wojciech Solarz z Instytutu Ochrony Przyrody w Polskiej Akademii Nauk w Krakowie.

Ciężko znaleźć kogoś, kto by za to wziął odpowiedzialność, nikt nie chce się tą sytuacją zająć. Przepisy nie mówią jednoznacznie, kto za to odpowiada.

Nutrie to jest inwazyjny gatunek obcy, który powinien być ustawowo zwalczany. W tym miejscu w Byczynie trudno znaleźć rozwiązanie, które byłoby akceptowane przez społeczności lokalne. Te zwierzęta mają tu swoich opiekunów.

Wiadomo jest, że nie kontrolowanie populacji powoduje wielką ekspansję tego gatunku w regionie. W przyszłości będzie to powodować spory problem. Drugi aspekt jest taki, że wskutek pojawienia się dużej ilości żywności, którymi mi są nutrię karmione, pojawiły się szczury. Szczury są nosicielem chorób i ich obecność jest niepożądana.

Za prawnego punktu widzenia sytuacja jest jasna, należałoby podjąć działania, aby je z tego miejsca usunąć. Najlepiej wyłapać je, póki ich jest relatywnie mało.

Najlepiej zadziałać jak najszybciej, bo każdy pożar zaczyna się od iskry. Jak będziemy bezczynnie patrzyć, jak się to teraz rozprzestrzenia, będzie mieli duży problem w przyszłości.

[vc_facebook]

Ktoś zabił nutrie w Byczynie. Ciała martwych zwierząt pływają w zbiorniku

 

 

Namiotnik zaatakował – przyrodnik odpowiada

Otrzymaliśmy alarmująca wiadomość. Była między innymi adresowana do mnie. Nasi czytelnicy podczas wycieczki rowerowej na przystanku przy Białej Przemszy w okolicy ulicy Krakowskiej, przy drodze na Maczki zobaczyli sporo gąsienic, które opatulone w pajęczynowate namioty zajadały liście czeremchy pospolitej. Oczywiście rodzi się obawa o kondycję tych drzew.

W tym momencie muszę uspokoić naszych czytelników. O tej porze roku to normalne zjawisko. Tak żyje namiotnik czeremszaczek. To samo robi jego krewny z trzmieliną zwyczajną. Te owady czasami atakują drzewa uprawne w tym jabłonie. Wówczas jest to namiotnik jabłoniaczek. Smakosz czeremchy jest najbardziej pospolitym przedstawicielem tej rodziny liczącej w świetle najnowszych badań nieco ponad 500 gatunków z fauny światowej. W Polsce jest ich tylko 28.

Nasz bohater

Po raz pierwszy z masowym pojawieniem tego szkodnika spotkałem się w 2004 roku. Wówczas obserwowaliśmy go na trzmielinie zwyczajnej z przydrożnych zarośli w osi ulicy Sulińskiego, czyli przy drodze do Jelenia. Najbardziej spektakularny atak tego szkodnika już na czeremchach obserwowałem idąc w dniu 5 maja 2018 roku z biegiem Przemszy. To było na odcinku pomiędzy Chełmkiem a Gorzowem Chrzanowskim. W istocie larwy zjadły wszystkie liście zaatakowanych roślin i to nie ważne czy miały do czynienia ze sporym drzewem czy też z kilku patykowym krzaczkiem. Po zjedzeniu liści grona gąsienic zwisają w kokonach i starają się przepoczwarzyć. Pozostała pajęczyna pozostaje na gałęziach oraz pniach pokrywając je srebrzystą błonka. Jest ona bardzo trwała, ponieważ podczas jednej z wycieczek z biegiem Przemszy obserwowaliśmy ją na pniach czeremchy następnego roku na wiosnę przed ruszeniem sezonu wegetacyjnego. Objedzone drzewa jeszcze w tym sezonie wytworzą nowe pokolenie liści. Po prostu są w jakiś sposób na to przygotowane i zapewne taki gołożer niewiele różni się od całkowitej utraty listowia z przyczyn naturalnych, nie tylko jesienią. Podobno zdarzają się lata, kiedy nasi bohaterowie nie są aż tak żarłoczni. Musi nie tylko z powodu ataku wiadomego wirusa ten rok jest wyjątkowy.
Gąsienice, które teraz zaatakowały wyległy się minionego roku. Przezimowały pod złożem jaj z których się wyległy. Początkowy minowały liście wyjadając miękisz pomiędzy skórkami i dopiero kiedy osiągnęły słuszny rozmiar poszły na całość,
Po wielkim żarciu przychodzi czas na przepoczwarczenie się. Zrobią to tylko te gąsienice, które dobrze się najadły. Motyli raczej się nie zauważa. Mają mniej niż dwa centymetry długości, są białe z czarnymi kropkami. Ich skrzydła posiadają ponadto na końcach spore białe strzępki. Mają czułki charakterystyczne dla ciem, czyli motyli nocnych, chociaż widuje się je również za dnia. Pojawią się na pewno w lipcu.

Kolejne małe co nieco

Te motyle mogą sobie pozwolić na takie spektakularne pojawienie, ponieważ w naturze nie mają wielu wrogów. Musi są niesmaczne. Ptaki zasadniczo ich unikają, Generalnie najważniejszym regulatorem ich populacji są po prostu warunki atmosferyczne. Jak zaznaczyłem powyżej motyle zimują pod postacią małych gąsienic. Kiedy zima jest bardzo mroźna ich szanse są marne. Teraz od kilka lat nami była tylko formalnie, ale nie realnie, dlatego to co ja miedzy innymi widziałem w maju 2018 roku będzie zdarzać się coraz częściej. Ale czeremcha jakoś to przeżyje i odbuduje listowie, ponieważ kolejne pokolenie motyli musi gdzieś te jaja złożyć. Wygląda paskudnie, ale musimy się na to przygotować i tolerować. Naturalnym wrogiem namiotników są ich pasożyty, którym także sprzyjają łagodne zimy. To one zdziesiątkują gąsienice oraz poczwarki. Znaczy się nie trzeba pryskać, nie trzeba alarmować odpowiednich służb, natura da radę.
A generalnie motyli na świecie jest ponad 180 tysięcy gatunków. Wszystkie one dziećmi będąc muszą zjeść jakieś rośliny nierzadko ze szkodą dla naszej gospodarki aby potem przez krótki czas cieszyć naszego oczy barwnymi skrzydłami.

Piotr Grzegorzek

[vc_facebook]

#Zabierz5zLasu- zadbaj o nasze wspólne dobro!

Trwająca pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 sprzyja aktywności fizycznej na świeżym powietrzu z dala od centrum miast. Do jednych z takich miejsc należą lasy. Odwiedzających przyciąga świeże powietrze, a także piękny krajobraz. Bliskość natury pozwala zrelaksować się, a cisza sprawia, że łatwiej zebrać myśli.

Marcin Kozik z rodziną

Niestety coraz częściej okazuje się, że niemal w każdym lesie podczas spaceru natrafiamy na pozostawione butelki plastikowe, opakowania foliowe, szkło oraz inne odpady stanowiące zagrożenie dla wszystkich żyjących w nim istot. Swoim drobnym zaangażowaniem możemy zmierzyć się z tym problemem i postarać się jemu zaradzić.

Służyć ma temu ogólnopolska akcja Lasów Państwowych i Ministerstwa Środowiska pn. „Zabierz 5 z lasu”. Inicjatywa polega na zebraniu podczas spaceru w lesie minimum 5 śmieci i wyrzuceniu ich do leśnego, lub swojego śmietnika oraz nominacji kolejnych osób do wykonania zadania. Warto dbać o nasze wspólne dobro dla siebie oraz przyszłych pokoleń. Zachęcam do zaangażowania się w akcję „ZABERZ 5 z LASU”.

Marcin Kozik

[vc_facebook]

Kasztanowiec bez przyszłości

Wiele drzew w naszym mieście znajduje się w bardzo złym stanie. Po prostu tym, którzy je sadzą nierzadko zdarzają się przypadki ich krótkiego życia. Jest jednak coś, co można pochwalić. To grupa kasztanowców czerwonych posadzonych kilka lat temu przy ulicy Pocztowa.

Drzewa właśnie kwitną i są niewątpliwą ozdobą tej ulicy. Jest jednak coś, co mnie bardzo niepokoi. To dwie rozległe rany na pniu jednego z drzew. To dzieło nieznanego sprawcy. Drzewo stara się je zagoić, ale odsłonięte drewno będzie w kolejnych latach bramą, przez które wnikną do niego grzyby.

Jest bardzo małe prawdopodobieństwo, aby ten osobnik osiągnął takie rozmiary jak rosnące w mieście białe kasztanowce zwyczajne. Jego towarzyszom tej ulicy życzę wszystkiego najlepszego.

Piotr Grzegorzek

[vc_facebook]

Jesiony umierają

W rejonie skrzyżowania ulic Plac Świętego Jana, ulica Świętej Barbary oraz Krótka
znajduje się niewielkie zgrupowanie drzew. Jakiś czas temu zauważyliśmy, że część
z nich zdecydowanie umarła i drzewa te w końcu zostały usunięte. Pozostała trójka powoli, tak jak to ten gatunek ma w obyczaju, zazielenia swoje
korony.

Wystarczy uważnie przyjrzeć się im, aby zauważyć, że sporo gałązek, a nawet
grubych konarów obumiera, stwarzając spore zagrożenie dla tych, którzy tutaj
spacerują.

Przypominam, że drzewa umierają stojąc, a czasem, zanim dokonają żywota
zabijają. Z powodu bardzo kruchego drewna jesiony uchodzą za morderców mimo woli.

Mając na uwadze zdarzające się ekstremalne zjawiska pogodowe oczekuję jakiegoś
sensownego działania. Nie jestem za tym, aby dokonać tutaj ostatecznego rozwiązania tej kwestii. Wystarczą sensowne zabiegi pielęgnacyjne.

Piotr Grzegorzek

[vc_facebook]

Zabukowany grab

Będąc w Chrzanowie, warto obejrzeć kolejną osobliwość dendrologiczną. W parku na lewo od muzeum rosną blisko siebie dwa drzewa. To okazały buk oraz przyklejony do niego grab. Buk wciąż ma łyse gałązki, jego pączki liściowe oraz kwiaty dopiero się rozwijają. Z kolei mniejszy grab ma już zielone liście oraz okazałe kotki kwiatów męskich.

Ten układ powstał zapewne z przypadku. Po prostu nasiono grabu padło blisko buka, wykiełkowało i wyrosłe z niego drzewo wciąż żyje. Grab zabukował się na dobre.
Jest zatem wspaniała okazja do nauki odróżniania obu gatunków drzew. Najważniejsza jest srebrzysta kora buka oraz szara, podłużnie prążkowana kora grabu.

Kolejną ciekawostką jest nazewnictwo tych drzew. Po łacinie sprawa jest prosta. Buk to Fagus sylvatica. Grab to Carpinus betulus. Po polsku jest ciekawiej. W pierwszym przypadku wymiennie możemy używać nazw buk pospolity lub buk zwyczajny a w drugim grab zwyczajny, lub grab pospolity. Zawsze będzie dobrze.

Piotr Grzegorzek

Jawory przyjaźni Od.Nowa – drzewa posadzone przez partnerów Jaworzna umierają

W Parku Zielona w dniu 28 sierpnia 2010 roku posadzono trzy jawory. Były to drzewa przyjaźni. Od pewnego czasu sygnalizowaliśmy, że ich stan uwłacza idei, dla której zostały posadzone. Oczywiście nasze uwagi przeszły bez echa. Świadczy o tym, to co zobaczyłem w dniu 28 kwietnia.

Drzewo posadzone ręką prezydenta miasta Jaworzna jest żywe w około 50%.

Drzewo posadzone ręką przedstawiciela węgierskiego miasta Szigethalom umarło zupełnie. W ubiegłym roku jeszcze żyło.

Najlepiej w tym gronie prezentuje się drzewo posadzone ręką przedstawiciela miasta Karvina.

Czas najwyższy coś zmienić. Na początku można by po prostu usunąć tabliczki informujące kto i co posadził. Oczywiście można by również posadzić od nowa przynajmniej dwa jawory i udawać, że nic się nie stało. Teraz to po prostu przykro patrzeć.

[vc_facebook]

Wiśnie pięknie kwitną, niektóre straszą

 

Taki sobie zęboróg

Oto kolejna lekcja botaniki Piotra Grzegorzka. To dobra inspiracja do rozglądania się wokół siebie nie tylko w czasie kwarantanny.

Oto zęboróg purpurowy – Ceratodon purpureus. Bohater tego filmu jest mchem. To bardzo pospolity gatunek i dlatego często widujemy go wszędzie, nie tylko w Jaworznie. Najlepiej rozpoznawalny jest o tej porze roku. Poznamy go po zwartych darniach złożonych z delikatnych listków oraz czerwonych łodyżkach sporogonów zakończonych puszką zarodnionośną opatrzoną zaostrzonym wieczkiem.

Bardziej ukrytą cechą jest szesnaście ząbków perystomu, które rozwijają się, kiedy z dojrzałej puszki zarodnionośnej odpadnie wieczko. Wówczas łodyżka skręca się i traci swoją charakterystyczną barwę.

Nasz bohater należy do kilku gatunków, które jako pierwsze pojawiają się tam, gdzie przestaliśmy ingerować w środowisko. To po prostu pionier. Migawki filmowe z jego udziałem wykonałem w części Jaworzna położonej na południe od Jęzora, na piaskowni w Bukownie oraz w Chrzanowie.

Piotr Grzegorzek

[vc_facebook]

Ciekawy kwiat: Runianka japońska

Oto kolejna lekcja botaniki Piotra Grzegorzka. To dobra inspiracja do rozglądania się wokół siebie nie tylko w czasie kwarantanny.

Tym razem przybliżam roślinę ozdobną o japońskim rodowodzie. Uczenie to Pachysandra terminalis, po polsku to runianka japońska.

Zaleca się ją do cienistych ogrodów o dość ubogich glebach, jako że w swojej ojczyźnie, znaczy się w Japonii i na południowym Sachalinie rośnie na skalistych, ocienionych stokach. Ten gatunek sprawia wrażenie rośliny zielnej, byliny, ale formalnie należy do bardzo niskich krzewów, czyli krzewinek. Jako gatunek zimozielony przez cały rok ozdabia ogród. Wczesną wiosną zakwita, wówczas warto przyjrzeć mu się szczególnie. W naszym filmie pokazuję go ze stanowiska przy chrzanowskim kościele p.w. św. Mikołaja.

I jeszcze jedno, jest to jeden z dwu uprawianych w naszym kraju przedstawicieli rodziny bukszpanowatych i mam nadzieję, że nie jedyny w dającej się przewidzieć przyszłości.

A teraz taka sobie gierka słowna w nawiązaniu do nazwy rodzajowej naszej bohaterki – No to ruń Anko na mnie.

Piotr Grzegorzek

[vc_facebook]