Jednym z symptomów naszych czasów, przybierającym wręcz rozmiary epidemii są depresje. Dotykają nie tylko dorosłych ale coraz częściej kilkunastolatków. Przyczyn jest wiele i nawet trudno jest się ich doliczyć – jedną z najważniejszych jest pośpiech i rywalizacja nie tylko finansowa.
Drugą – w jakiejś mierze – paradoksalną przyczyną jest zbyt łatwa podaż wszelkich produktów, zarówno materialnych i duchowych. Natomiast ta łatwość coraz częściej i szybko odbiera satysfakcje z ich posiadania. Krócej niż kilka dekad temu cieszymy się nowym nabytkiem, nie zatrzymujemy się zbyt długo nad jednym wartościowym filmem lub dobrą książką. Nie doceniamy faktu, że to wysiłek i głębsza refleksja jest tym czynnikiem, który może dać satysfakcję z życia w dłuższym okresie.
Wpuszczanie „w maliny”
Jest to kolokwializm, ale w kontekście psychiatrii i psychologii wart omówienia, bowiem każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu pozwala wpuszczać się w maliny, kierując się choćby reklamami albo „genius loci”.
Ale zacznijmy od psychiatrii i psychologii. W historii powstało wiele teorii, którymi zafascynowana była przynajmniej część grup społecznych. Przykładem może być choćby psychoanaliza, która przestała już być takim powszechnym narzędziem terapii, choć praktykowana jest do dziś. Niejako naprzeciw psychoanalizie wyszła „terapia egzystencjalna”, którą rozpropagował Irvin Yalom – ta metoda opiera się na zasadzie „tu i teraz”, niekoniecznie na wpływie doświadczeń z dalekiej przeszłości.
Co natomiast może być tym wpuszczaniem w maliny w wypadku psychologów? Niektórzy z nich nie kryją, że mają tę słabość, iż od razu definiują pacjenta (lub klienta) pod względem ewentualnej przypadłości. Natomiast to może się okazać rodzajem samospełniającej się przepowiedni o ile psychiatra, psycholog lub terapeuta nie należy do wątpiących.
Toteż w tym kontekście można polecić jedno z założeń Irvina Yaloma („Dar terapii”) sprowadzające się do tego, by przy pracy terapeutycznej nie stawiać na początku diagnozy.
Pochopne definicje, pochopne diagnozy
Innymi niebezpiecznym zjawiskami są niektóre teorie co do których nawet sami ich twórcy w pewnym momencie nabrali wątpliwości. Przykładem może być ADHD, czyli zespół nadpobudliwości ruchowej. Niewykluczone, że zakwalifikowanie do tego zespołu skrzywdziło niejedno dziecko lub nawet skaleczyło na lata.
Jak zatem uchronić się przed ryzykiem mylnej diagnozy, przed psychologami, którzy czują się bogami? Nie jest to łatwe – to sprawa rozpoznania środowiska i umiejętności odczuwania czyjejś empatii wraz jego zdrowym rozsądkiem.
Więcej na portalu https://noweczasy.com.pl/
Fot.: Zygfryd Słapik