Jak pisze się, że to jeden z najciekawszych polskich zespołów grających mieszankę funky, jazzu i rocka to przeoczyć tego ansamblu nie można. A tak piszą o krakowskim kwartecie Funk de Nite. Teatr Sztuk zaprosił na koncert tego zespołu wychwalanego przez krytyków i koneserów muzyki. Wprawdzie zespół powstał przed dwudziestu czterema laty, ale na takie pytanie nigdy nie jest za późno – dlaczego nie nazwano zespołu tak po bożemu Fajna kapela pana Rysia?
Zespół tworzy czterech doborowych muzyków: saksofonista Ryszard Krawczuk, gitarzysta Maciej Grucharz, basista Piotr Quentin Wojtanowski i perkusista Artur Malik. Całe grono to cyganeria jak się patrzy. Czy sami uznają się za taką artystyczną bandę, bywają ekscentryczni i gwiazdożą?
Ponoć każdy artysta miewa żądze czegoś nowego. Czy więc muzycy zaśpiewaliby np. z repertuaru Bodo szlagier „Już taki jestem zimny drań”? Pewnie byłaby sensacja.
Zespół ma za sobą udany koncert w sali NOSPR-u o najlepszej akustyce w Polsce. Wszędzie indziej akustyka już tylko gorsza. Trochę smutno. Gdzie by artyści z chęcią jeszcze zagrali?
Teraz ulubione pytanie wszystkich dziennikarzy, nieznienawidzone – nie wiedzieć czemu – przez wszelkich muzyków. Tak więc co panów inspiruje?
W Teatrze Sztuk wespół z Funk de Nite zagrał znakomity trębacz Bryan Corbett. Zaprezentował się tez udanie wokalista Andy Ninvalle. Jak zaprasza się tak wyśmienitych muzyków do wspólnego grania? Pewnie „cześć stary może byś z nami zagrał” mogłoby nie wystarczyć?
Choć Teatr Sztuk to nie NOSPR, ach! ta akustyka, ale koncert był udany. Publika się spisała, brawa gromkie i atmosfera do muzykowania zrobiła się akuratna.
[vc_facebook]