Opera to wbrew pozorom miejsce dość zabawne, np. w pewnej warszawskie operze dyrektor kazał się kłaniać artystom nawet przed jego wolną lożą. Do tego oryginalnego świata div i osobliwych śpiewaków zaprosiła Miejska Biblioteka Publiczna za sprawą znakomitego barytona scen operowych jaworznianina Jana Wolańskiego, byłego artysty Opery Narodowej w Warszawie.
W cyklu Mój zawód moją pasją opowiadał licznie zgromadzonej publice o swej wymagającej profesji. Przy okazji żeśmy z tak znakomitym artystą o operze pogadali.
Dawniej operę traktowano jako salon mody, szkołę tańców salonowych i akademię form towarzyskich. Co z tej wyliczanki pozostało do dzisiaj? Opera to sztuka wyjątkowo romansowa.
Spotkanie wypełniły opowieści Jana Wolańskiego o jego bogatym życiu artystycznym – o specjalnie napisanej dla niego „Piosence dla kobiet”, którą wykonywał przez cały okres kariery w „Śląsku”, o podróżach zagranicznych z Warszawską Operą Kameralną i Teatrem Wielkim.
Nie zabrakło też archiwalnych zdjęć z występów artysty, jego podróży, od początku bogatej kariery. Były własne nagrania, fragmenty występów, płyty, książki i recenzje.
W jednej z operetek na początku XX wieku arię śpiewała diva z żywym wężem wokół szyi. Czy miewał Pan równie ekstrawaganckie sceniczne wyzwania?
Na marginesie – w pewnej operze urządzono konkurs dla publiki – kto z Państwa śmieje się najgłośniej? Delikwenta nagrodzono 25 tomami encyklopedii. Prawda, że zabawny świat?