Dlaczego radni nie odebrali Silbertowi 1,7 mln zł na wzrost kosztów wynagrodzeń dla magistrackich urzędników, tak jak wcześniej planowali?
– To proste – mówi radny Krzysztof Dzierwa. – Silbert jest człowiekiem na tyle zdesperowanym, że po ewentualnym odebraniu mu funduszy, zamiast zrezygnować z wyższych płac dla najbliższych współpracowników, był raczej gotów zwolnić – tak jak publicznie się odgrażał – najmniej zarabiających pracowników, a z uzyskanych oszczędności i tak dać swoim ludziom podwyżki. Ustąpiliśmy zatem, aby ratować tych najmniej zarabiających pracowników.
A skąd się wzięło hasło, że Silbert miał rzekomo zwolnić 130 urzędników?
– Z błędnego liczenia albo z chęci wprowadzenia opinii publicznej w błąd. Kto umie liczyć, niech sam poniżej sprawdzi:
Planowaliśmy obniżyć wydatki w tym dziale o 1,7 mln zł. Od tego należy odjąć koszty pracodawcy, tzn. jakieś 20 proc. Stąd na wynagrodzenia pracownicze pozostaje 1,36 mln zł.
Jeśli wierzyć prezydenckim służbom, że najniżej zarabiający mają pensję 1,8 tys. zł miesięcznie i to pomnożyć przez 13 (uwzględniając tzw. „trzynastkę”), to na takie oszczędności złożyć się może 58 pensji najmniej zarabiających urzędników, a nie 130 – jak imputował Silbert.
UWAGA: Archiwum dyskusji na forum znajdziesz tutaj.